Mężczyzna wyjechał na Śląsk za pracą i szczęściem. Skończył z wyrokiem śmierci
Gdy miał 27 lat, wyjechał na Górny Śląsk. W Katowicach był uważany za spokojnego, pracowitego, grzecznego wobec kobiet człowieka. Żył i pił samotnie, podobnie jak tysiące rozbitków życiowych, których przyciągały potrzebujące rąk do pracy i oferujące dach nad głową kopalnie i huty. Wcześniej był trzykrotnie żonaty oraz miał dwóch synów, jednak wszystkie związki Bogdana Arnolda rozpadły się z tych samych powodów: alkohol i przemoc.
Zobacz zdjęcia z wizji lokalnej oraz mieszkania sprawcy - kliknij TUTAJ!
Zabijać zaczął w 1966 roku
W Katowicach uczęszczał do nocnych lokali, gdzie poznawał przyszłe ofiary. Gdyby nie robactwo, które zaczęło się pojawiać u pozostałych mieszkańcach bloku, prawdopodobnie zbrodnie Bogdana Arnolda nie ujrzałyby światła dziennego. Bywało, że sprawca części ciała trzymał w skrzyni z chlorem, głowy gotował, a następnie wyrzucał na osiedlowy śmietnik.
W łazience stała duża drewniana skrzynia murarska obita cynkową blachą. W jej wnętrzu ujawniono kilka ciał. Nie mogliśmy określić płci ani nawet liczby zwłok. W cuchnącej, rozkładającej się ludzkiej tkance ruszały się tysiące larw, poczwarek, owadów. Spod wanny wystawało owinięte w gazetę podudzie. Weszliśmy do kuchni. Na piecu stał garnek (...) na powierzchni pływała rozgotowana ludzka głowa. Na stole tykał budzik. Obok niego leżał mokry pędzel do golenia. Nie mieliśmy wątpliwości, że tutaj cały czas ktoś mieszkał” - wspomina będący na miejscu milicjant.
Mordował pracownice seksualne
Bogdan Arnold często korzystał z usług prostytutek, które zapraszał do swojego katowickiego mieszkania. Jedna z nich stała się jego pierwszą ofiarą, ale kiedy ją poznał, nie wiedział o jej zawodzie. Ta zażądała od niego pieniędzy, a Arnold wpadł w szał. Złapał za młotek i kilka razy uderzył ją w głowę. Potem rozczłonkował ciało prostytutki i zostawił w wannie. Część zalał chlorkiem, część spalił, ale też spuścił… przez otwór kanalizacyjny w toalecie.
"Początkowo chciałem palić części zwłok, ale nie miałem węgla, a przy drzewie to nie szło. Otworzyłem więc przy pomocy noża kuchennego jamę brzuszną, skąd wyjąłem wszystkie wnętrzności, które krajałem na kawałki i spuszczałem otworem kanalizacyjnym" - powiedział.
Kolejna, niezidentyfikowana ofiara zginęła tylko dlatego, że odkryła zwłoki pierwszej w toalecie. W kwietniu i maju 1967 roku mężczyzna dopuścił się kolejnych zbrodni na kobietach. One również zostały zgwałcone przed śmiercią, a potem rozkawałkowane. Ciało ostatniej z ofiar zostawił pod oknem.
Zobacz zdjęcia z wizji lokalnej oraz mieszkania sprawcy
Akcja milicji obiła się szerokim echem nie tylko w Katowicach, ale też w całym kraju. Wieści dotarły też do samego sprawcy, który ukrywał się przed milicją przez ponad tydzień na hałdach obok Huty Silesia. Tam próbował popełnić samobójstwo, ale urwał mu się sznur. Postanowił sam zgłosić się na milicję 14 czerwca 1967 roku.
Arnold przyznał się do zamordowania czterech prostytutek, trzy z nich udało się zidentyfikować: Marię B., Stefanię M. i Helgę S. W toku śledztwa detalicznie ze szczegółami opowiadał, jak poznawał prostytutki, zwabiał do swojego domu, związywał, gwałcił i w konsekwencji zabijał. Chętnie opowiadał o swoich relacjach z ofiarami, a także kobietami w ogóle. Choć nie znał nazwisk ofiar, wyjaśnienia przyczyniły się do ustalenia tożsamości trzech z czterech zamordowanych.
„Do winy poczuwam się i zdaję sobie sprawę z tego, co zrobiłem, co robię, co mówię. Proszę nie uważać, że chcę się przedstawiać za niepoczytalnego. Pragnę jedynie, aby świadkowie mówili tak, jak było naprawdę. Na moje zachowanie miało wpływ szereg okoliczności, począwszy od mojego pierwszego, nieudanego małżeństwa. Potem to wszystko narastało, aż znalazło swoje odzwierciedlenie w październiku 1966, kiedy to dopuściłem się pierwszego morderstwa” - mówił przed sądem.
Po sześciu dniach procesu i niewyrażeniu skruchy - 9 marca 1968 roku został skazany na karę śmierci. 16 grudnia 1968 roku wyrok wykonano, a morderca przed śmiercią poprosił tylko o jednego papierosa. Winny przyznał, że żałuje jedynie tego, że nie zbił swojej ostatniej żony.
Kamienica na Dąbrowskiego 14 nadal stoi, a część odremontowanych pokoi wynajmowana jest w ramach wynajmu krótkoterminowego na popularnych serwisach. Pokój Arnolda jest jednak zamknięty od 1967 roku.
Precz z Zielonym Ładem! - protest rolników w Warszawie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?